Cześć!

Skąd ten blog? Jedną z bardziej spontanicznych decyzji w moim życiu było złożenie dokumentów na wyjazd na wymianę w ramach projektu Erasmus+. Zebrałam potrzebne papiery, oddałam i…udało się! Pół roku w pięknej Norwegii. Czas pełen nowych wyzwań i przygód, pięknych Fjordów i gór.I tym wszystkim chciałabym się z Wami tutaj dzielić.. Tak więc zapraszam do mojego świata!

piątek, 9 października 2015

"Jesień przyszła, nie ma na to rady.."

Co prawda w oryginale jest mowa o jesieni, która dopiero idzie...Spóźniłam się trochę :-)

https://www.youtube.com/watch?v=2je4MvNfMH0

Znów długo mnie nie było. To nie znaczy jednak, że nic się nie działo! Krótki raport:



Odprawiłam super fajne, międzynarodowe 21. urodziny


I dostałam prezenty! :-)


Wybrałam się do kina na film "Everest" w 3D


Rozwinęłam swoje umiejętności kulinarne :-)


Zapisałam się na siłownię


Zażarcie kibicowałam Australii w finałach rugby (niestety przegrali, w OSTATNIEJ SEKUNDZIE!)


Dostałam super wielkiego miśka od mojej wspaniałej rodziny. Teraz miś śpi ze mną, a właściwie ja na nim. Tylko jak go zawieźć do domu?! :-)


Załapałam się na ostatnie tchnienia lata nad fjordem


I napisałam pierwszą pracę na studia. Po angielsku. O lodowcach. Nigdy napisanie 1500 nie było taką męczarnią.

Tak właśnie spędziłam czas, kiedy w kalendarzu nie było żadnych wycieczek. Na szczęście i tej się wreszcie doczekałam! Tym razem miała to być wycieczka łączona z norweskimi studentami. Całe 3 lata licencjatu kierunku Friluftsliv (czyli mojego kierunku tylko po norwesku), a z nimi my, zostaliśmy podzieleni na grupy. Dwóch studentów międzynarodowych i 10 norweskich. Dwie osoby z trzeciego roku były przewodnikami, ta wycieczka miała dać im zaliczenie praktyk z bycia liderem grupy. 
Spotkanie organizacyjne. Do grupy trafiłam z moją niemiecką koleżanką. Na szczęście wszyscy mówią po angielsku. Nie jedziemy daleko, w planie jest luźny wyjazd, idziemy na miejsce, rozbijamy obóz i zostajemy tam do piątku. Brzmi świetnie!
Wyruszyliśmy w środę. Okazało się, że moja koleżanka jest chora, więc byłam jedyną "międzynarodową" w grupie. 20 minut jazdy samochodem, 2,5 godziny spokojnego spaceru. No i ten jesienny las. To jest to, na co czekam cały rok. Naokoło żółto- pomarańczowe drzewa...


Dotarliśmy na miejsce. Cudowne miejsce. Nie rozbiliśmy namiotów, bo ich nie mięliśmy. Spaliśmy pod plandekami. Najpierw jednak trzeba było je "zainstalować" na drzewach:




Poszło nawet dość sprawnie. Po wprowadzeniu się do domków mięliśmy dużo czasu, który spożytkowaliśmy na nic nierobienie. Dobrze czasem posiedzieć przy ognisku i po prostu pogapić się na widoki...




Rozmowy polsko- angielsko- norweskie. Raz się kleiły, a raz mniej. Głównie dotyczyły różnic kulturowych. Odczułam jednak poważny brak atmosfery. To nie to samo co nasza super grupa. 
Po skonsumowaniu kolacji poszłam spać. Znalazłam całkiem dobre wgłębienie w jagodowym polu pod plandeką. Zabarykadowałam się w śpiworze i usiłowałam zasnąć. Usiłowałam, bo wiał tak potężny wiatr, że plandeka stała się latawcem desperacko starającym się uwolnić z lin, które ostatkiem sił trzymają go przy drzewach. Niesamowity hałas. A ja radośnie leżałam w mojej norze odczuwając wszechogarniające ciepło i kolejny raz błogosławiąc tego, który wymyślił puchowe śpiwory. I chociaż budziłam się co godzinę było całkiem przyjemnie. 
Nastał ranek. Ucichł wiatr więc obudziłam się całkiem późno, jak wszyscy. Na śniadanie nawet nie musiałam wychodzić ze śpiwora- pola jagód były na wyciągnięcie ręki.



Plandeka za to została nieco rozszarpana przez wiatr. Po naprawieniu jej metodami wszelkimi usiedliśmy przy ognisku. Planem na ten dzień była kontynuacja nic nierobienia. Wybraliśmy się jednak na krótki spacer, żeby nie zapuścić korzeni w miejscu :-)





Na szczycie Dueskardhodgi (986 m.n.p.m.)

Wiało niemiłosiernie, więc jak najszybciej ulotniliśmy się na dół. Wróciliśmy z brzuchami pełnymi jagód u znów usiedliśmy przy ognisku. W zasadzie siedzenie przy ognisku było głównym zajęciem przez te 2 dni :-)

Obiad z widokami :-)
Tej nocy nie wiało wcale, padał za to deszcz. Silny, nieprzerwany deszcz. Plandeka jednak nieruszana wiatrem dało radę, nie zmokliśmy ani trochę.
Dziś natomiast po śniadaniu o 11:00 nieśpiesznie udaliśmy się na dół do samochodów. Tak zakończył się ten wyjazd. Było całkiem miło, chociaż brakowało mi mojej grupy. Naoglądałam się za to pięknych, jesiennych widoków.



Następna wycieczka: kierunek- las. I to na cały tydzień. Będziemy rozpalać ogniska krzesiwem i budować domki z drzewa. Ale to dopiero za 3 tygodnie. Wcześniej za to przyjeżdżają Ole :-) Triole znów powrócą, i to w edycji norweskiej! :D

Ola, Ola i Ola :-)